Biskup Polskiego Kościoła Prawosławnego
|
Modlitwa, poza darem życia, jest największym darem danym przez Boga człowiekowi, dzięki któremu możliwa stała się relacja stworzenia ze Stwórcą, nawet po jego upadku. Towarzyszy ona jednak człowiekowi od samego początku, co potwierdza już starotestamentowa protologia. Sam bowiem fakt rozmowy człowieka z Bogiem w raju był szczególnym typem modlitwy i koinonii . Modlitwa ta miała oczywiście inny charakter z uwagi na przedupadkowy stan, w jakim znajdował się jeszcze pierwszy człowiek. Charakter rozmowy z Bogiem zmienia się diametralnie zaraz po upadku . W człowieku pojawia się wstyd, wyrzuty sumienia i to, co chyba zadecydowało o dalszych losach całej ludzkości, a więc usprawiedliwianie się i brak skruchy. W obliczu Opatrzności Bożej i planu ekonomii zbawienia trudno jest spekulować na temat, co by się stało, gdyby pierwsi ludzie upadli do „nóg Boga” i prosili wybaczenia za brak posłuszeństwa. Czy losy świata i ludzkości potoczyłyby się inaczej? Odpowiedź na to pytanie zna tylko Bóg, a człowiekowi widocznie nie byłaby ona szczególnie pożyteczna.
Skoncentrujmy się zatem na znaczeniu modlitwy bardziej w Nowym Testamencie w jej chrystologicznym aspekcie. Modlitwa związana jest zawsze z pamięcią o Bogu, która rodzi modlitwę. Mówi o tym św. Sylwan z Atosu: „Jeśli nie będziesz pamiętał o Panu, modlić się też nie będziesz, zaś bez modlitwy dusza nie może wytrwać w miłości Bożej. Przez modlitwę przychodzi łaska św. Ducha” . Pamięć o Bogu ma jednak znaczenie dużo szersze niż zwykła pamięć o innym człowieku. Jej fundamentem jest nie tylko pamiętanie, ale przede wszystkim świadomość obecności Boga, która chroni człowieka przed grzechem. Ta świadomość staje się modlitewną pamięcią, nieustannym odniesieniem całego naszego jestestwa do Stwórcy poznawanego bez końca. „Dzięki modlitwie – mówi nam jeszcze św. Sylwan – człowiek ochrania się od grzechu, ponieważ modlący się umysł zajęty jest Bogiem i w pokorze ducha stoi przed obliczem Pana, Którego zna dusza modlącego się człowieka” .
Modlitwa w Chrześcijaństwie znana jest w jej różnych przejawach. Zazwyczaj dzieli się ją na modlitwę doskologiczną, modlitwę dziękczynną i modlitwę zanoszącą prośby. Pierwsza z nich wysławia Boga, druga dziękuje, a trzecia zwraca się do Boga z prośbą. Wszystkie one jednak opierają się na fundamencie metanoi. Trudno się więc zgodzić z twierdzeniem, że modlitwa to tylko dialog człowieka z Bogiem, bowiem bardziej jest ona nieustannym błaganiem Boga o powrót do koinonii, a to wymaga od człowieka ciągłej skruchy. To niestanne błaganie stanowi perychorezę wszystkich typów modlitwy chrześcijańskiej. Dziękczynność w modlitwie dotyczy nie tylko spełnionych próśb, ale również i tych niespełnionych. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku, mamy do czynienia z Bożym działaniem „na naszą korzyść”. Człowiek nie jest w stanie przewidzieć, czy to, o co prosi, przyniesie mu pożytek. Pojawia się zatem odpowiedź na często zadawane pytanie, dlaczego Bóg nie spełnia wszystkich ludzkich próśb zanoszonych w modlitwie? Nie sposób tutaj również nie wspomnieć, że często modlitwa błagalna staje się swego rodzaju „szantażem” względem Boga, zwłaszcza wtedy, gdy modlący się uzależnia swoje życie lub swój stosunek do Boga od spełnienia modlitewnej prośby. Nie oznacza to jednak, że nie należy Boga prosić i wyznawać w modlitwie tego, co nam leży na duszy. Słuszność tej tezy potwierdza św. Jan Chryzostom, który mówi charakterystycznie: „Nie smućmy się więc, kiedy Bóg spóźnia się z wysłuchaniem naszej modlitwy. Nie traćmy naszej cierpliwości. Czyż zanim poprosimy o cokolwiek, nie mógłby nam tego dać Wszechdobry? Oczywiście, że może, ale czeka na powód z naszej strony, aby sprawiedliwie okazać nam pomoc. Dlatego dawajmy Mu powód w naszej modlitwie i oczekujmy z wiarą, nadzieją i zaufaniem do Jego wszechmądrości i filantropii. A kiedy da nam to, o co prosiliśmy, dziękujmy Mu. Nie dał nam tego, znów Mu dziękujmy, bowiem nie wiemy, tak jak On wie, co jest dla nas dobre” .
Powyższe rozważania złotych ust Kościoła wskazują na podwójne działanie Boga względem modlitwy błagalnej. Z jednej strony Bóg w ogóle nie spełnia próśb, ze względu na ich niekorzystny charakter soteriologiczny w odniesieniu do konkretnego człowieka, miejsca i uwarunkowań, a z drugiej doświadcza ludzką cierpliwość w modlitwie, opóźniając spełnienie modlitewnej prośby z powodów znanych tylko Jemu Samemu. Skuteczność naszej modlitwy w pojmowaniu św. Jana Chryzostoma zależy od kilku bardzo ważnych czynników: Po pierwsze od tego, czy jesteśmy godni przyjąć to, o co prosimy, po drugie, czy modlimy się zgodnie z wolą Bożą, po trzecie, czy nasza modlitwa jest modlitwą nieustanną, po czwarte od tego, czy bezwzględnie ze wszystkim zwracamy się do Boga i po piąte, czy prosimy o to, co jest dla nas pożyteczne .
Bardzo istotnym i niezwykle pouczającym paradygmatem niespełnionej modlitwy błagalnej jest postać i prośba św. Apostoła Pawła. Pomimo, że należy on do grona szczególnych świętych, tym niemniej, to, o co prosił, nie zostało mu zesłane przez Boga. Do dnia dzisiejszego wybitni bibliści nie zdołali jednogłośnie sprecyzować, co było tym „wbitym kolcem” , który tak bardzo przeszkadzał Apostołowi w jego życiu. Przyczyną pojawienia się tego „kolca” był ogrom objawień mogący doprowadzić św. Pawła do pychy. Bez względu jednak na to, czym był ten „wbity kolec”, został on Pawłowi dany „jakby wysłannik szatana, który go policzkował, aby nie unosił się pychą” . Mimo to Apostoł nieustannie prosił Boga, aby wyjął z niego wbity kolec, ale nie został usłyszany. Istotna w tym przypadku jest odpowiedź Boga: „Wystarcza ci moja łaska. Moc moja bowiem okazuje swoją skuteczność w słabościach” . Paradoksalna konkluzja zawarta w słowach Chrystusa, pomogła Apostołowi odnaleźć chlubę w swoich słabościach, po to, aby zamieszkała w nim moc Boża.
Apostoł prosił Boga, mając za sobą proces duchowego katharsis i doświadczenie wielu objawień sięgających nawet trzeciego nieba . O ile bardziej trudną do spełnienia jest prośba osoby ewidentnie niegodnej. Warto w tym momencie zaznaczyć, że każda modlitwa jest w istocie rzeczy niedoskonała i niegodna. Jej godność jednak zależy do stopnia pokory i skruchy. Św. Jan Chryzostom dlatego przestrzega przed modlitwą człowieka, który prosi, ale nadał świadomie pozostaje w grzechu. Taka modlitwa jest nie tylko modlitwą nieużyteczną, ale często również szkodliwą dla człowieka. To samo dotyczy modlitwy w intencji zła dla naszych nieprzyjaciół, przed którą szczególnie przestrzega ten sam święty, jako wielki nauczyciel modlitwy . Modlitwa zatem staje się kryterium życia, a jej jakość transformuje jakość naszej egzystencji. Wymaga ona wszakże od człowieka wielkiego zaangażowania, wysiłku, ale przede wszystkim lojalności i szczerości. Klęską modlitwy jest rozdwojenie duchowej jaźni. Być może dlatego współczesny świat przestał odczuwać potrzebę modlitwy i rozumieć jej znaczenie. Często postrzega ją jako pewną formę medytacji, pomagającą uspokoić wnętrze i doprowadzić człowieka do określonego psychologicznego nastroju. Ciekawą refleksją dzieli się w tym temacie archim. Rafał (Karelin), który twierdzi, że: „Najbardziej niebezpiecznym w życiu duchowym jest kompromis, ponieważ czyni on z człowieka faryzeusza z dwoma wolami i dwoma twarzami. I właśnie z powodu kompromisu wraz z duchem tego świata stała się ociężała i nasza dusza i słabnie dlatego modlitwa. Ten duch świata przywiązuje człowieka do ziemi setkami nici” . Powyższa perspektywa korzyści wynikających z modlitwy, ale i trudności w jej prawidłowej pielęgnacji, sytuuje ją w kategorii pewnej sztuki, a nawet duchowego arcydzieła wymagającego teorii i doświadczenia.
Często bywa również i tak, że człowiek zadaje sobie pytanie o sens modlitwy błagalnej, konfrontując ją ze wszechwiedzą Boga. Wynika z tego pewien logiczny wniosek, że nie warto prosić Boga o coś, bowiem Bóg i tak wie, co nam jest potrzebne, a nawet i to, o co będziemy Go prosić . Sensem modlitwy nie jest sama prośba lecz obcowanie z Bogiem, które często dokonuje się w milczeniu. Na Wschodzie znana jest praktyka milczącego wpatrywania się w ikonę, co również stanowi pewną formę modlitwy. Jak mówi charakterystycznie bp Kallistos Ware: „Osiągnięcie wyciszenia wewnętrznego jest najtrudniejsze i decydujące w sztuce modlitwy. Cisza nie jest tylko negatywnym stanem, pauzą między słowami, czasowym zaprzestaniem rozmowy, ale najwyższym pozytywem – stanem uważnej troski, oczekiwania i przede wszystkim wsłuchiwania się” . Tylko w takim kontekście można nazwać modlitwę dialogiem, której cel nie tyle sprowadza się do formy wypowiedzi, o ile wsłuchiwania się w głos Innego . W modlitwie wartość dialogu wzrasta wtedy, gdy staje się bardziej monologiem Boga, w który wsłuchuje się człowiek. Świecki dialog zakłada partnerstwo, natomiast dialog mistyczny – urzeczywistniający się w modlitwie – konfrontuje ze sobą dwie różne rzeczywistości: człowieka i Boga, stworzenie i Stwórcę, niedoskonałość z Wszechdoskonałością. Im bardziej człowiek poznaje słodycz modlitwy tym mniej mówi o sobie, poza nieustannym „zmiłuj się nade mną” . Wówczas modlitwa staje się prosta i nie wielosłowna. Modlitwa nie przestaje jednak być sztuką, która wymaga wskazówek.
Kościół Prawosławny jest Kościołem opartym we wszystkim na sukcesji. Pokoleniowy przekaz doświadczenia i wiedzy weryfikuje słuszność interpretacji dokonywanej przez kolejne pokolenia. Zgodność z przeszłością urzeczywistnia się w teraźniejszości i realizuje się w przyszłych pokoleniach. Sukcesja odgrywa tym bardziej większą rolę również w sferze zmagań modlitewnych. Dotyczy to zwłaszcza osób początkujących, chociaż trudno jest określić siebie samego jako osobę zaawansowaną w modlitwie. Taka samoocena jest niewątpliwym symptomem duchowe gej iluzji. Ima bardziej modlitwa zamieszkuje w człowieku, tym bardziej stara się on ją pogłębić i poznać. Ten proces, co ciekawe, staje się procesem bez końca, ale pełnym sensu. Istotna jest zatem rola nauczyciela, kierownika duchowego, który posiadł duchową mądrość i sam poznał modlitwę, otrzymując ją jako dar połączony z jego osobistym wysiłkiem. Warto w tym miejscu powrócić do św. Sylwana i jego przestrogi w tym temacie. Oto, co mówi: „Kto chce zajmować się modlitwą bez kierownika duchowego i w swej pysze mniema, że zdoła nauczyć się tego z książek, i nie będzie chodził do starca, ten jest już w połowie zwiedziony. Pokornego zaś Pan wspomoże i jeżeli zabraknie dla niego doświadczonego kierownika, a będzie przychodził do takiego ojca duchowego, jakiego ma, wówczas Pan osłoni go ze względu na pokorę” .
Jest to bardzo istotny i ważny moment w naszych rozważaniach. Obecność ojca duchowego okazuje się być sensowną, a wręcz niezbędną, nawet wtedy, gdy on sam nie poznał empirycznie owoców modlitwy. Kryterium relacji nauczyciel – uczeń nie jest więc – dla św. Sylwana – bezwzględne doświadczenie starca, lecz pokora podopiecznego. Aby uzasadnić słuszność tego paradoksalnego truizmu w duchowości Wschodu św. Sylwam przekonuje: „Wierz, że w ojcu duchowym mieszka Duch Święty i że on powie ci, co należy. Jeżeli zaś pomyślisz sobie, że spowiednik nie żyje porządnie i jak może w nim mieszkać Duch Święty, to za taką myśl okrutnie będziesz cierpiał, a Pan cię ukorze i nieuchronnie popadniesz w zwiedzenie” .
Wielowiekowa empiria ascetyczna potwierdza pewną sprawdzoną już realność zachodzącą z człowiekiem podczas modlitwy, na jaką swoją uwagę zwraca rosyjski hierarcha XVIII wieku św. Ignacy Branczaninow, na którym teraz skupimy swoją uwagę.. W momencie kiedy człowiek rozpoczyna swój modlitewny wysiłek bardzo często przypomina sobie o wielu zapomnianych rzeczach, które akurat w tym momencie przybierają dla niego nadzwyczajnej wagi. Taki stan rzeczy powoduje zamieszanie i rozkojarzenie w modlitwie. Skupienie zatem wymaga przede wszystkim wysiłku od samego człowieka, a poza tym świadomego nastawienia siebie w stosunku do występującego wówczas przeciw niemu rozkojarzeniu. „Musisz zabronić dla samego siebie wszelkie rozproszenie myśli podczas modlitwy – mówił święty - znienawidź marzycielskość, odrzuć wszelkie troski mocą wiary, uderzaj w serce bojaźnią Bożą i takim sposobem lekko przyuczysz się zachowywać uwagę.” Umysł podczas modlitwy należy zachowywać daleko od wszelkiej wyobraźni, odrzucając jakiekolwiek wydające się obrazy. Na ten aspekt szczególnie naciska wschodnia ascetyka, podkreślając niekonwencjonalną zależność wyrażoną przez Melecjusza Wyznawcę , który postrzega wyobrażane podczas modlitwy obrazy jako ścianę pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Tylko czysty umysł jest w stanie dostrzec Boga – przekonuje nas święty asceta. Rola ikon również nie sprowadza się do wzbudzenia w człowieku marzycielskości i wyobraźni, bowiem ich zadanie w modlitwie posiada charakter pomocy wiernemu – pomocy w bogobojnym nastroju do modlitwy. Pomiędzy nimi nie zachodzi absolutnie żadna konwergencja. „Istnieje bardzo wielka różnica – pisał św. Ignacy – pomiędzy przebywaniem w obecności Pana i staniem przed Panem, a wyobrażaniem sobie Pana. Odczuwanie obecności Pana sprowadza na duszę zbawienną bojaźń i wprowadza w nią zbawienne uczucie pobożności, a wyobrażanie sobie Pana i Jego świętych, dostarcza umysłowi jakby swoistą materialność i doprowadza go do kłamliwego i pysznego mniemania o sobie, wprowadzając tym samym duszę w kłamliwy stan – stan duchowej iluzji (gr. plane). Wysokim stanem zatem jest stan odczuwania obecności Bożej!” Zarówno skupienie, jak również stan modlitewnego wzruszenia (ros. umilenie), uznawane są za dar św. Ducha, o który należy uporczywie zabiegać przed Bogiem. Przy ascetycznej analizie przykazań błogosławieństw przekonujemy się, że dar ten utrzymuje człowieka w dwóch pierwszych stanach błogosławieństw ewangelicznych, a mianowicie ubóstwa serca i płaczu.
Celem modlitwy nie jest również dążenie do osiągnięcia modlitewnej słodyczy, bowiem nie to skłaniać powinno grzesznika do wzywania do Boga o pomoc i litość. Takie nastawienie modlitewne opiera się na złudnym oczekiwaniu, a w jego głębi kryje się pycha niewinnie promująca własną godność. Słodycz w modlitwie należy do udziału tylko osób świętych i odnowionych Duchem Świętym, którzy pomimo jej odczuwalnego działania, nadal nie uznają siebie za godnych, ale przebywają w ciągłym pokajaniu. Co jest zatem wizualnym znakiem prawidłowego oddziaływania modlitwy? Pomimo jego subiektywności, wyraża się on w duchowym ukojeniu i uwolnieniu sumienia od dręczących wyrzutów. Tego dla człowieka nie może zaoferować żadna inna dziedzina działalności ludzkiej. Hierarcha zachęca do modlitwy objętej całym naszym jestestwem, naszymi myślami, całą naszą duszą i całą naszą mocą. Na pytanie, co to oznaczy, odpowiada nadzwyczaj lakonicznie, ale kryje się w tym cała filozofia modlitwy: „Nie można tego poznać inaczej, jak tylko doświadczeniem.” Szczere oddanie się modlitwie naucza nas takiego doświadczenia, ale nawyk modlitwy – jak zapewnia dalej hierarcha – wymaga ogromnej cierpliwości i konsekwencji w jej realizacji. Naszkicowana powyżej problematyka modlitwy, i to właśnie w takim kontekście, w pełni usprawiedliwia ilość i częstotliwość odmawianych modlitw. Natura każdego nawyku wymaga od człowieka treningu, a więc to samo dotyczy również i nawyku modlitwy.
Jak wobec tego skonfrontować tylko co przedstawioną naukę z osądzoną przez Zbawiciela wielomównością w modlitwach ujętą w Mt 6, 7. Z pewnością niejednokrotnie pojawia się w związku z tym pytanie o jakiej wielomówności mówił Jezus Chrystus, skoro zaprzecza temu chociażby sam Apostoł Paweł, wzywając w I Tes 5, 17 do nieustannej modlitwy. Dla św. Ignacego potępiona wielomówność oznacza wielość próśb kierowanych do Boga dotyczących ziemskich dóbr, ale nie w tym dokładnie tkwi zło, lecz w samym sposobie formułowania tych próśb, podobnie, jak to miało miejsce w modlitwach pogańskich. Można wobec tego odnieść wrażenie, że ich rzekoma upiększona forma i składnia mogą w jednakowym stopniu oddziaływać na Boga, tak jak oddziałują na słuch i emocje cielesnych ludzi. Potępiając taki wizerunek wielosłownej modlitwy – zauważa hierarcha – Chrystus nie potępił jej długotrwałości. Nie na tym polegał sens długotrwałych modlitw, dotyczył on zupełnie innej wektorowości. Długotrwałość nie była wynikiem przymusu, to raczej stan pozostania w modlitwie umykający często nawet samej uwadze modlącej się osoby. Nie wyrażała się ona tym bardziej w wielosłowności. Św. Ignacy posługuje się tutaj przykładem modlitwy celnika – krótkiej i bardzo treściwej – i to właśnie w takiej formie modlitwy asceci mogli spędzać całe noce, ponieważ te zwięzłe słowa wyrażały to, co pragnęli powiedzieć Bogu z głębi swego serca.
Wspomniano już wcześniej, że niektóre z cnót chrześcijańskich, a przede wszystkich pokajanie, stanowią wartość przykazań ewangelicznych. Modlitwa również należy do tej kategorii, a nawet wykracza poza nią, jako matka wszystkich cnót. Ewangelia skłania nas do modlitwy, zapewniając ojcowski stosunek Boga do człowieka – Boga miłującego i znającego potrzeby swoich ukochanych dzieci. Zwarzywszy zatem na ewangeliczny wymiar modlitwy spodziewać należy się podobnych przejawów negatywnych, z którymi spotykamy się przy innych przykazaniach. Tymi przejawami są doświadczenia i cierpienia występujące w najbardziej widoczny sposób w momencie, kiedy człowiek wstępuje w modlitewny wysiłek. Powodzenie w modlitwie wiąże się więc nierozerwalnie z pewną opatrznościową orbitą doświadczeń, które św. Ignacy określa jako nadchodzącą pomoc. Wspominaliśmy o tym przy osobie św. Apostoła Pawła i jego „wbitym kolcem”
Ponieważ istnieje znacząca różnorodność poglądów odnośnie określenia hierarchii ważności poszczególnych zmagań duchowych, dla rosyjskiego arcypasterza, wysiłek modlitwy (ros. podwig molitwy) stanowi wartość nadrzędną. Wszystkie pozostałe posiadają funkcję wspomagającą modlitwę i prowadzącą do niej, nie mogą one jednak służyć jako cel zawarty sam w sobie. Dla bpa Ignacego jasny jest również warunek konieczny modlitwy oparty na paradoksalnym zjawisku poznania własnej grzeszności. Świętość człowieka zależy od świadomości własnego grzechu i prawdziwego przyznania się do niej – tak nas zapewnia. Nie mniej jednak, zawężenie warunku prawdziwego wysiłku modlitewnego do ujętej powyżej postawy, wymaga mimo wszystko szerszej interpretacji. Dostrzeganie własnego grzechu oznacza jednocześnie spełnienie innych, związanych z tym, warunków. Jeden z nich stanowi zasadniczo zarówno warunek jak i przeszkodę, bowiem, determinując same relacje międzyludzkie, określa je mianem relacji człowieka z Bogiem. Zależność ta została ujęta w kontekście ewangelicznym w Mt 5, 21-26. Na naszą uwagę jednak, zasługują również wersety poprzedzające prawosławną regułę modlitewną przed przyjęciem św. Eucharystii. Określają one warunek przystąpienia do tego sakramentu w następujących słowach: „Człowieku, chcąc spożyć ciało Władcy, przystąp z bojaźnią, abyś nie został popalony, bowiem jest ono ogniem. Pijąc zaś Boską krew dla obcowania, najpierw pojednaj się z tym, kto cię uraził, a wtedy z odwagą, tajemniczy pokarm spożyj.”
Modlitwa wymaga również odpowiedniego klimatu, który tworzy zarówno miejsce, jak i czas, ale przede wszystkim sam człowiek. Hierarcha wzywa do zachowania wewnętrznego spokoju, milczenia i odosobnienia jako podstawowych czynników rozwijających w człowieku cnotę modlitwy. Bardzo ważnym dla osoby pielęgnującej w sobie modlitwę jest zachowanie milczenia. Ten nawyk pozwala na modlitwę w skupieniu nawet pośród zgiełku ludzkiego. Nic nie jest w stanie tak osłabić nastroju modlitewnego jak próżniactwo i czcza mowa. Nie budzi więc wątpliwości, że św. Ignacy sugeruje mnichom, aby na rzecz zachowania ducha modlitwy, unikali zbędnych spotkań i przyjmowania gości we własnych celach, nawet jeśli dzieje się to pod pretekstem miłości. Modlitwa przyswaja człowiekowi Boga, a takiemu procesowi towarzyszą, w sferze duchowych zmagań, cierpienia i doświadczenia. Ich źródłem staje się sam demon, ale bardzo często wykorzystuje on do tego innych ludzi jako narzędzie i własną broń rażenia. Największym jednak znakiem przyjścia demonów jest grzeszna marzycielskość, która dręczy człowieka w momentach największych uniesień modlitewnych. Najbardziej grzeszne i sprośne myśli mogą się pojawić w najbardziej świętym momencie modlitwy. Wówczas nie czas na zwątpienie i rozwiązłość ale czas na walkę i wysiłek – przekonuje nas autor. Do człowieka należy podjęcie walki – zwycięstwo w tej walce stanowi już wolę i dar Boży, zsyłany człowiekowi w tym czasie, jaki sam Bóg uznaje za najbardziej odpowiedni.
Warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną cechę warunkową modlitwy, a mianowicie, na wyznanie własnych grzechów. Ewangelia wspomina o bezgranicznym miłosierdziu Bożym wyrażonym w siedmiokrotnym wybaczaniu sobie win i grzechów zawartym w Łk 17, 4, a więc ukazuje konsekwentną perspektywę nadziei po każdym ludzkim upadku w stosunku do jego relacji również z Bogiem. Perspektywę tę otwiera przyznanie się człowieka do własnego błędu wobec Boga. Hierarcha podkreśla to szczególnie emfatycznie mówiąc, że Bóg widzi grzech ludzki i bez jego wyznania. Oczekuje jednak na to wyznanie tylko po to, aby go wyleczyć. Dopóki żyją w człowieku jego namiętne skłonności, gniew wobec bliźniego, dopóty modlitwa nie uwolni się od zakłopotania i roztargnienia, a człowiek nie odnajdzie w niej ukojenia i spokoju. Właśnie ten fakt podkreśla potrzebę ambitnej walki na rzecz uwolnienia się spod ich jarzma. Tutaj ogromny wpływ na sukces w niej ma umiarkowany i rozsądny post, który pomaga w zachowaniu rozwagi i równowagi, a także uczula człowieka na cierpienia innych ludzi.
Ten antropologiczny wymiar modlitwy wskazuje jego wpływ na jej wymiar teocentryczny. Relacje międzyludzkie determinują relacje człowieka z Bogiem, a poprawność tych pierwszych może świadczyć o istnieniu względnej poprawności w tych drugich. Poza tym relacja ta odkrywa człowiekowi jego własne grzechy, a taki stan pomaga w pewnym personalistycznym odczuciu, o którym tak pisał sam autor: „Kiedy z głębi duszy wybaczysz wszystkich bliźnim ich grzechy, wówczas otworzą się przed tobą Twoje własne grzechy. Wtedy zobaczysz, jak bardzo potrzebujesz miłosierdzia Bożego i jak bardzo go potrzebuje cała ludzkość, a wtedy zapłaczesz przed Bogiem za siebie i za ludzkość.” W jakim kontekście wspomniano tutaj o płaczu? Czy chodzi o płacz naturalny, czy też płacz innego rodzaju? Św. Ignacy powołuje się tym razem na patrystyczny consensus i ujmuje definicję poruszonego kontekstowo płaczu w jedno słowo. Dokonuje tego w odniesieniu do głównego zadania mnicha określonego właśnie jako płacz. A więc tym płaczem mnicha, a zatem i każdego człowieka, jest modlitwa. Połączenie postu, płaczu i modlitwy określa wiarygodną perspektywę korelatywną z przykazaniem samego Boga. Osoba nie posiadająca płaczu znajduje się według św. Ignacego w złudnym (ros. lożnom) stanie, a to niewątpliwie oznacza, że została ona oszukana przez własną pychę.
W tym świetle można określić dwie podstawowe rzeczy, o których należy pamiętać podczas modlitwy. Określenie ich mianem rzeczy nie posiada oczywiście wartości bezpośredniej, bowiem chodzi tutaj o pamięć o samym Bogu, a także swojej grzeszności. Nauczycielem takiej modlitwy jest płacz i post w wyżej przeanalizowanym kontekście. Ten płacz, poza swą oczywistą naturą antropologiczną, nabiera tutaj również wartości eschatologicznych. Człowiek płacze za swego życia, aby nie płakać, kiedy z niego odejdzie. Ten eschatologiczny truizm jest obecny w całej patrystycznej świadomości Kościoła Wschodniego. „Smutek w Bogu” spowodowany jest świadomością wielkości i mnogości własnych grzechów a jednocześnie strachem przed Sądem Ostatecznym. Taki nastrój duszy powoduje w nim poczucie smutku i żalu przepełnionego jednak nieustanną nadzieją na miłosierdzie Boże. Tylko to jest w stanie wytłumaczyć dlaczego osoby zaawansowane w modlitwie upokarzają samym siebie wobec każdego innego człowieka bez względu na jego faktyczny udział w duchowym świecie. Upokarza i potępia tylko siebie, teraz i tu na ziemi, aby nie być potępionym i odrzuconym tam na niebiosach. Uznaje siebie godnym wszelkich udręk i męki, aby uniknąć ich od Boga. I na koniec, widzi w sobie własną, bezgraniczną grzeszność, aby dostąpić od Boga sprawiedliwości, którą Bóg daje darmowo każdemu grzesznikowi świadomemu i kajającemu się z własnej grzeszności.
Ewangeliczne i Apostolskie sentencje na temat modlitwy:
1. „I wszystko, o co poprosicie, modląc się z wiarą, otrzymacie” (Mt 21, 22);
2. „Dlatego mówię wam, wierzcie, że otrzymacie wszystko, o co się modlicie, i o co prosicie. Tak też i będzie” (Mk 11, 24-25);
3. „Jezus modlił się na pewnym miejscu. A kiedy skończył, jeden z jego uczniów, rzekł do Niego: Panie, naucz nas się modlić, jak Jan nauczył swoich uczniów. On zaś powiedział mu: Kiedy się modlicie mówcie: Ojcze, niech się święci imię Twoje. Niech przyjdzie Twoje Królestwo. Chleba naszego powszedniego daj nam na każdy dzień. I odpuść nam nasze grzechy, bo i my odpuszczamy każdemu, kto nam zawinił, i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” (Łk 11, 1-4);
4. „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” (Mt 26, 41);
5. „A ja wam powiadam: miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5, 44);
6. „Ale ten rodzaj nie wychodzi inaczej, jak tylko przez modlitwę i post” (Mt 17, 21);
7. „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18, 19);
8. „A wczesnym rankiem, przed świtem, wstał, wyszedł i udał się na puste miejsce, i tam się modlił” (Mk 1, 35);
9. „Sam zaś oddalił się na pustkowie i modlił się”, „I stało się w tych dniach, że wyszedł na górę, aby się modlić, i spędził noc na modlitwie do Boga” (Łk 5, 16; 6, 12);
10. „A mniej więcej w osiem dni po tych mowach zabrał z sobą Piotra i Jan i Jakuba i wszedł na górę, aby się modlić. A gdy się modlił, wygląd oblicza jego odmienił się, a szata jego stała się biała i lśniąca” (Łk 9, 28-29);
11. „Powiedział im też podobieństwo o tym, że powinni zawsze się modlić i nie ustawać” (Łk 18, 1).
12. „Ci wszyscy trwali jednomyślnie w modlitwie wraz z niewiastami i Marią, Matką Jezusa i braćmi jego” (Dz 1, 14);
13. „My zaś pilnować będziemy modlitwy i służby słowa” (Dz. 6, 4);
14. „A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym i głosili z odwagą Słowo Boże” (Dz, 4, 31);
15. „Pobożny i bogobojny wraz z całym domem swoim, dający hojne jałmużny ludowi i nieustannie modlący się do Boga” (Dz 10, 2-4);
16. ,,Ten zaś, strachem zdjęty, utkwił w nim wzrok i rzekł: Co jest, Panie? I rzekł mu: Modlitwy twoje i jałmużny twoje jako ofiara dotarły przed oblicze Boże” (Dz 10, 2-4);
17. ,,A Piotr, usunąwszy wszystkich, padł na kolana i pomodlił się; potem zwrócił się do ciała i rzekł: Tabito, wstań! Ona zaś otworzyła oczy swoje i, ujrzawszy Piotra, usiadła.(Dz 9, 41);
18. „Zawsze w modlitwach moich, prosząc, żeby mi się wreszcie z wolą Boża przyjść do was” (Rz 1, 10);
19. „Proszę was tedy, bracia, przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, i przez miłość Ducha, abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach, zanoszonych za mnie do Boga” (Rz 15, 30);
20. „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach” (Rz 8, 26);
21. „Nie strońcie od współżycia z sobą, chyba za wspólną zgodą do pewnego czasu, aby oddać się modlitwie” (1 Kor 7, 5);
22. „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu” (Flp 4, 6);
23. „W modlitwie bądźcie wytrwali i czujni z dziękczynieniem, a módlcie się razem i za nas, aby Bóg otworzył nam drzwi dla słowa w celu głoszenia tajemnicy Chrystusowej” (Kol 4, 2);
24. „Bez przestanku się módlcie, za wszystko dziękujcie” (1 Tes 5, 17);
25. „Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi” (1 Tym 2, 1);
26. „Chcę tedy, aby się mężczyźni modlili na każdym miejscu, wznosząc czyste ręce bez gniewu i bez swarów” (1 Tym 2, 8);
27. „Cierpi kto między wami? Niech się modli. Weseli się kto? Niech śpiewa pieśni” (Jk 5, 13);
28. „Wyznawajcie tedy grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego” (Jk 5, 16);
29. „Lecz przybliżył się koniec wszystkiego. Bądźcie więc roztropni i trzeźwi, abyście mogli się modlić” (1 P 4, 7);
30. „Ale wy, umiłowani, budujcie siebie samych w oparciu o najświętszą wiarę waszą, módlcie się w Duchu Świętym” (Jud 20);
31. „A gdy ją wziął, upadły przed Barankiem cztery postacie i dwudziestu czterech starców, a każdy z nich miał harfę i złotą czaszę pełną wonności; są to modlitwy świętych” (Ap 5, 8).
|